Ostatni piątek spędziłam w Warszawie na warsztatach kreatywnych zorganizowanych przez Pudliszki dla swoich pracowników z udziałem 3 blogerek. Blogerki to Iza z bloga Smaczna Pyza , Marta z bloga www.martagotuje.pl i ja.

Warsztaty odbywały się w siedzibie TNS OBOP i przez jej pracowników były prowadzone. Dla nas to były trochę dziwne warsztaty, bo bez odrobiny gotowania, ale wg mnie w sumie warto było wziąć w nich udział i zobaczyć jak ta druga strona myśli o jedzeniu, gotowaniu. Warsztaty miały za zadanie wzbudzić inwencję uczestników do tego co nowego za produkty mogłyby się pojawić pod logiem Pudliszek. Oj propozycji było wiele, zobaczymy czy coś z tego wyniknie.

A jako, że już byłam w Warszawie to Iza kochana zaproponowała mi towarzystwo na sobotni poranek i pozwiedzanie ze mną .. Hali Mirowskiej a dokładnie budek zlokalizowanych wokół niej.

Chciałam kupić coś, czego u nas w Krakowie nie ma .. a tylko słyszałam.

Umówiłyśmy się z  Izą o 10 w sobotę, dzień wymarzony błękitne niebo i słońce, aczkolwiek czuć było nocny mrozik w powietrzu, wyruszyłyśmy na podbój Wwy. Dwa przystanki tramwajem i proszę Hala Mirowska, na początku przywitały nas stoiska z kwiatami, multum kolorów tulipanów, róż.. i ten zapach. Taki wiosenny jak pogoda. A po chwili pierwsze Babcie z koszykami pełnymi czosnku, główek polskiego dobrego czosnku. Ooo a co to ..a tu Pani sprzedaję marchewkę surową pokrojoną w kosteczkę w woreczku, żeby było prościej do obiadu J, no ale nie po marchewkę przyjechałyśmy. Idziemy szukać stoiska Pana Hipisa, przeszłyśmy oglądając stragany, z warzywami, mięsem, owocami, serami i innymi dobrami. Ooo koniec placu, nie znalazłyśmy tego co chciałyśmy, ale za rogiem wiedziałyśmy od Hani Kasi, że jest chiński sklep. Weszłyśmy i zaczęła się rozmowa między nami co która z nas zna z tych przypraw, do czego byśmy je dodały, co zrobiły. W końcu po chyba 20 minutach, ustawiłyśmy się do kasy – ja kupiłam tofu świeże, pakowane, mąkę z tapioki i ..  ( ciii.. ) zupki chińskie, bo moja rodzina je uwielbiam, zresztą ja też czasem lubię. Ale jako, że przy sklepiku jest mała knajpka poszłyśmy posilić się czymś pysznym. Pani za ladą ma minę ..idź gdzieindziej, nie zawracaj mi głowy .. sorry, ale my chcemy pozawracać głowę Pani i zamówić. Zamówiłyśmy dwie zupy – zupę won ton  ( dobry rosołek z pierożkami oraz kawałkami kurczaka i cienkim makaronem ) druga zupa to Pho z wołowiną ( też bardzo smaczna ) a do tego krokieciczki smażone z warzywami ( śmieszna nazwa, ale całość dobra, może lekko za tłusta, bo smażona na gorącym oleju, ale ok. ).

Posilone poszłyśmy szukać pana Hipisa, ale moment pan na straganie ma mango po 1,50 oj nie przepuszczę takiej okazji – 2 mango moje, pomidory brązowe  ( a dokładniej w paseczki ) moje .. to Pani chce te niedojrzałe, tak takie poproszę wyjdą fajnie na zdjęciach i zdążą w domu dojrzeć, o i 2 bakłażany ( 5 zł za kg ) i dwie papryczki peperoncino ( zielona i pomarańczowa dla kontrastu ), no dobra starczy, bo ja to muszę dowieźć do Krakowa, a jeszcze pan Hipis przed nami.

Iza zapłaciła za swoje zakupy i idziemy szukać gdzie sprzedają ryby z Ustki, bo wiemy, że obok tego stoiska jest to nasze upragnione. Jedno pytanie, jest faktycznie nasz sklep!

Minęłyśmy go poprzednio, a teraz zauroczone wyborem wchodzimy do środka, ja od razu sięgnęłam po czarną soczewicę ( beluga) o której ostatnio czytałam u Moniki Mrozowskiej i jej zapragnęłam ( soczewicy oczywiście ). Przyglądamy się, pytamy Pana o wszystko czego nie znamy a jest tam tego multum .. np. zakwas z ryżu (hmm a do czego ? – no wie Pani do zupy oczywiście .. no jasne J ), pytamy o kolendrę w liściach, jest na wagę, biorę małą wiązankę ( pierwszy raz w życiu kupiłam świeże zioła na wagę ), potem pytamy o warzywo długie zielone z dziurą w środku – cukinia wietnamska, potem o różne dziwne warzywa  np. ziemniaki , ale one są bardzo kleiste, aż zobaczyłam coś .. i pytam się co to a Pan na to że to maniok świeży, kupiłam dla mojej Mamy jedną sztukę od ręki. 

Są też boczniaki na wagę, żurawina na wagę świeża. Jakaś Pani chce ziemniaki, na co Pan poleca takie.. Pani nie wolę tamte, ale jak do obiadu proszę Pani te będą lepsze… tamte się rozsypią .. Pani o widzi Pan, to proszę te co Pan poleca. Pan bardzo sympatyczny, otwarty naprawdę polecam jego stoisko, jeśli będę kiedyś w Wwie na pewno go odwiedzę. No cóż czas na nas, aczkolwiek chętnie jeszcze by się tam postało i posłuchało jak Pan doradza.

Opuszczamy plac oglądając jeszcze malutkie patelnie przy wyjściu  ( takie na jedno jajko ), rozmawiamy o jedzeniu, piciu, o blogach. Dotarłyśmy do Złotych Tarasów ja zostawiłam zakupy w szatni i ruszyłyśmy do Marks & Spencera żeby obadać co oni tam mają w dziale żywności. Oj, mają dużo różnych przypraw, sól wędzoną, golden syrup, nadzienia do babeczek, kawy, herbaty ale niestety miejsca w bagażu brak, nie mówiąc już o portfelowych pustkach. Wybrałyśmy się na coś pysznego czyli na lody i dalej rozmawiałyśmy tak jakbyśmy się znały od lat, o domach, o jedzeniu, o dzieciach, o gotowaniu, blogach.

Iza bardzo, bardzo Ci dziękuję za ten dzień, tak oderwany od mojego normalnego życia, dzień spędzony cudownie J dziękuję Ci za prezent, obiecuję dbać o niego i używać ostrożnie J.

I tak to właśnie piszę to siedząc w pociągu ( w domu to tylko przekleję do bloga) i jest mi pysznie ! Po prostu pysznie, mam nadzieję, że tego samopoczucia starczy mi na kolejne dni, a jak nie będę to czytać i będzie mi pysznie  ! u.

PS. Hania Kasia Tobie kochana dziękuję wraz z Izą za informację gdzie znaleźć Pana Hipisa i co ma fajnego J dzięki ! Mam nadzieję, że następnym razem się spotkamy.