Wieczne miasto, grudzień i kulinarne zwiedzanie miasta.
Rzym w grudniu, czy to dobry pomysł ?
Okazało się, że to pomysł doskonały. Miasto z mniejszą ilością wycieczek, spokojniejsze, zaskakująco ciche. Jedyne co nam pokazywało, że Święta coraz bliżej tu przystrojone lampkami drzewa. Pogoda wręcz nie świąteczne, drugie dnia naszego pobytu było plus 16C, błękit nieba i słońce !
Trafiłyśmy na jeden świąteczny kiermasz, ale był tak biedny we wtorek, że plac na którym się odbywał zionał wręcz pustką.
Naszym punktem na mapie numer jeden, były targi z jedzeniem, wszelkie i te pod dachem i te na świeżym powietrzu. Udało nam się zaliczyć trzy. Do dwóch wróciłyśmy kolejnego dnia.
Przylot
No to zaczynamy opowieść od przylotu, wylądowałyśmy na lotnisku Campino, nie duże lotnisko, szybko odebrałyśmy bagaż. Wychodząc z lotniska kupiłyśmy bilet bodajże 100 minutowy na przejazd do miasta komunikacją miejską ( automat przy wyjściu z lotniska) . Wsiadłyśmy w pierwszy autobus i pojechałyśmy malowniczymi ( tylko przez chwilę ) bocznymi drogami do miasta.
Kupowanie biletów
Dojechałyśmy autobusem do Termini – wielki dworzec w środku Rzymu, tu kupiłyśmy przed wejściem na dworzec bilety umożliwiające przejazdy komunikacją przez 72 h za 18 euro.
Zaraz przed budynkiem dworca stoi taki o to niepozorny czerwony autobus, w którym miły Pan sprzedaje bilety na komunikację – te najprostsze i najtańsze.
I zaczęła się jazda ;) czyli poszukiwanie przystanku z którego winien odjechać nasz autobus. Po dłuższej chwili znalazłyśmy pytanie czy w dobrą stronę chcemy jechać .. i tak nasz autobus nam zamknął drzwi przed nosem :). Tak, dokładnie tak, zaczęłyśmy szukać kolejnej opcji dojazdu do naszego miejsca zamieszkania. Udało nam się znaleźć tramwaj, potem przesiadka na inną kolejkę. I już byłyśmy tam gdzie miałyśmy dotrzeć.
Nasze miejsce do zamieszkania to był wynajęty pokój w ramach airbnb nad włoską piekarnią z opcją śniadania o poranku :). Pokój bardzo ładny z własną łazienką, kuchnia wspólna do używania z innymi mieszkańcami.
Długo w domu nie posiedziałyśmy, ruszyłyśmy zwiedzać okolicę i zrobic zakupy na kolację.
Pierwszy spacer
Pierwszy spacer po okolicy i co rzuciło nam się w oczy, bałagan na ulicach – przepełnione kosze na śmieci i śmieci koło koszy. Liście spadające z drzew nie zamiatane, po co zamiatać nim wszystkie nie spadną.
Ale to było to co pod nogami, a dookoła budynki, drzewa, piekarnie które przyciągają zapachem za każdym razem kiedy koło nich przechodzisz. A gdy już wejdziesz do takiej piekarni to witają Cię wszystkie małe ciasteczka, pizze i przeważnie też sery i wędliny a kawa pachnie tak, że trudno jej sobie odmówić.
Wieczorem po drobnych zakupach na kolację – sery, wędliny udałyśmy się do domu na kolację :)
Dzień drugi
Udałyśmy się rano na śniadanie ( które miałyśmy w cenie noclegu ). Okazało się nim być śniadanie w postaci croissanta oraz kawy lub herbaty, my z opcji herbacianej – dostałyśmy herbatę w kubeczkach :). Croissant ciepły, pyszny, chrupiący.
Potem podróż naszą kolejką do centrum i spacer w poszukiwaniu pierwszego targu owocowo- warzywno – rybnego – czyli Mercato Esqualino. Oj, tak tak ręce same się rwały żeby robić kolejne zdjęcia. Można by długo patrzeć jak wszystko pięknie wygląda i ile mają produktów których u nas nie doświadczysz tak na codzień.
Mercato di Tesstacio
Zrobiłyśmy dwa kółeczka i poszłyśmy szukać kolejnego placu czy Mercato di Tesstacio – metro, szybciutko i już. I teraz zaczęło się szaleństwo ze znalezieniem adresu, ponieważ każda z naszych nawigacji pokazywała co innego. Znak drogowy prowadzący do Mercato nas jakoś ukierunkował, że to za zakrętem, ale się okazało że dalej znaków brak. A za to po kolejny kółeczku ulicami znalazłyśmy starszą Panią wychodzącą z niedużego budynku z wózkiem na zakupy – i tu było ej ! to może być tam :) I faktycznie bingo – znalazłyśmy i tu można poczuć się jak w raju. Na niektórych stoiskach surowe mięsa, ryby ale inne stoiska to już gotowe do kupienia pizze, kanapki, zupy, wegetariańsko i wegańsko też można się najeść. Ja kupiłam moją ukochaną gorgozolę dolce, pizzę z ziemniakami i foccacię. I ruszyłyśmy w drogę zwiedzać Rzym, patrzeć co i gdzie sie dzieje. Kilometrów pierwszego dnia zrobiłyśmy 20 z kawałkiem.
A co było dalej ? Dzisiaj dam Wam już odpocząć i zapraszam za dni kilka na kolejny odcinek naszych krótkich rzymskich wakacji.
A nasze wspomnienie z Barcelony możecie przeczytać tutaj.