Krynica

O czymś innym, czyli o daniu, które chodzi mi po głowie od pewnego czasu – ale o tym sza :)

Na razie będzie o Krynicy – Zdrój i pewnej Karczmie w której byłam dzisiaj. A czemu tam byłam, bo razem z moją Przyjaciółką byłyśmy z dziećmi na wycieczce.

Wczoraj telefon ..

-Ty szwendacz mi się włączył, jadę do Zakopanego .

– Hmm, a możemy z Wami ?

– Jasne

– A po chwili Zakopane to korki, jedźmy gdzie indziej?

– A gdzie ?

– A Krynica ??

– No, dobra zdecydujemy rano.

Przyjechałam z dziećmi naszą Skodą, przesiadka do Kasiowej Skody i fru w drogę do .. Krynicy. Dotarliśmy po trochę ponad dwóch godzinach jazdy. Wyjazd kolejką na górę Parkową, zimno wieje, aczkolwiek słonko przygrzewało. Miło.

Dobra czas poznać Krynicę, zjeżdżamy na dół kolejką, spacer po deptaku, odwiedzenie pijalni wód ( czysty komunizm .. cudny wręcz ). Opisy wód sprzedawanych, tłumaczenie dzieciom co i jak .

A potem, czas na obiad, obiad w karczmie łemkowskiej.

Oj, szkoda słów, wyszliśmy głodni, jedzenie paskudne, przypalone a wręcz spalone placki ziemniaczane. Żeberka na ostro, z ostrością nie miały nic wspólnego, za to z tłuszczem aż za bardzo. Rosół z cebulą, zupa z bryndzy .. jajko, bryndza pływająca na rosole z kostki, barszcz z kartonu mocno dopieprzony, dodany do niego „pasztecik” bardzo dobry. Przy wyjściu Karolina ma powiedziała, tu by się przydała p. Gessler, jestem głodna.. a tak nie powinno być. No cóż, nabrałyśmy się na nazwę, banery, a było wejść do knajpy koło parkingu, którą polecił nam później Pan z parkingu.

Zostały nam zdjęcia  a to jedno z nich :